Close
Close

Brak produktów w koszyku.

Niedoczynność tarczycy – moja historia

Niedoczynność tarczycy – moja historia

Kto by pomyślał, że kiedykolwiek, będę miała związek z takim schorzeniem jak niedoczynność tarczycy. W ostatnich dwóch latach przytyłam ponad 15 kilogramów. Najpierw zrzucałam to na skutek pandemii, później się ocknęłam i sobie myślę: ej dziewczyno, przecież ćwiczysz, w Twoim odżywianiu nic się nie zmieniło!

I zaczęłam drążyć… podejrzewałam u siebie insulinooporność, jednakże wyniki były bez skazy. Później tarczycę właśnie – przecież bardzo wiele osób boryka się teraz z przypadłościami typu Hashimoto, i innymi związanymi z tarczycą. Jednakże wszystkie wyniki od 2 lat były w normie. Konsultowałam je z wieloma specjalistami, typu lekarz rodzinny, dietetyk, czy ginekolog. Badania analizowałam nawet sama.

Moje TSH było w normie. Gdy robisz badania z krwi to nawet masz obok widełki, w których widoczny jest zakres normy. Prawidłowe TSH u zdrowego człowieka to norma od 1 do 5. I moje było w normie bo miało najwięcej (rok temu w marcu) 3.9, najmniej 2,9. I żyłam sobie z przekonaniem, że jestem zdrowa, jednakże co jakiś czas miałam załamanie, że zdrowa i gruba – bo nic mnie nie odchudza (waga z 64 kilogramów podskoczyła na 78, a momentami 82), i gdy miałam załamanie robiłam sobie znów badania, i znów wszystko było w normie…

Aż pewnego razu, jakieś dwa miesiące temu straciłam węch i czułam się ogólnie osłabiona, wszystko wskazywało na przeziębienie… ale covidowe. Robiłam test jeden za drugim, jednakże okazywały się być negatywne. W końcu zadzwoniłam do przychodni i pani doktor nie chciała mnie umówić na wizytę bez ważnego 72 godziny testu… nie pytajcie mnie jak się wkurzyłam! Chcąc uniknąć kwarantanny wykonałam test prywatnie, okazał się być negatywny.

Udałam się więc na wizytę do przychodni i przy okazji moich covideowych dolegliwości poprosiłam o skierowanie na krew by zbadać wskaźnik CRP i przy okazji jeszcze co tam by mogła dorzuć – niech dorzuci. Jak już się kłuć to raz a porządnie. I nie wiem jakim cudem, ale pani doktor wpisała tam też TSH.

Gdy przyszły wyniki widziałam, że są dobre, ale nie dawałam za wygraną, ponieważ skoro zrobiłam już test na covid żeby się dostać do przychodni, to chciałam żeby mi je pani doktor skonsultowała. Działałam spontanicznie i niczego takiego się nie spodziewałam. Ktoś pochylił się nad każdym punktem moich badań, opisał każdy, byłam w szoku! A nie miałam zaufania do tej pani doktor, przecież kazała mi robić test! A tu proszę! Pochyliła się również nad wynikiem TSH, który znów pokazywał 2,9.

Wyjaśniła mi, że to ją niepokoi ponieważ:

Wynik TSH dla kobiety w wieku rozrodczym nie powinien przekraczać 1,5. Niech mnie ktoś walnie! Żyłam tyle lat niewiedzy! Taki wynik jak mój zaburza wiele procesów, tym proces zajścia w ciążę, a gdybym jednak zaszła w ciążę mogłabym ją stracić, bądź przedwcześnie urodzić. Oczywiście to tylko jedne z nielicznych skutków takiego wysokiego (a jednak mieszczącego się w normie wyniku) jak mój.

Taki wynik świadczy o niedoczynności tarczycy. Mogłam zauważyć w swoim ciele znacznie więcej objawów, jednakże za bardzo się nad nimi nie pochylałam. Gdy dowiedziałam się o mojej dolegliwości, wówczas wszystko skojarzyłam. Zamiast szukać dziury ja zwalałam te rzeczy na prozę życia. Sucha skóra na nogach? Aga nie stosuje balsamu. Senność? Zmęczenie? Uczucie zimna? Kiepsko się ubiera, słabo się wysypia i tak dalej i tak dalej…

Jak zwykła Kowalska sama się usprawiedliwiałam i diagnozowałam.

Ten przypadek nauczył mnie, że warto słuchać swojego organizmu i warto drążyć. Przez dwa lata żyłam w niepewności, poddawałam się przeróżnym zabiegom, walczyłam i nadal walczę z cellulitem. Zażywałam treningów w pocie czoła i nie chudłam. Mimo, że przy niedoczynności tarczycy takie treningi nie są wskazane. Czyli sama sobie szkodziłam!!!!!

Dziś czytam i drążę. I nie odpuszczę. Uczę się diety, przyjmuje leki. Wiem, że nie mogę jeść zbyt wielu warzyw, niektóre powinnam na stałe usunąć ze swojego jadłospisu, na przykład kalafiora, którego uwielbiam. On zaburza proces wchłaniania jodu z powietrza i pożywienia, jodu, który bardzo dobrze wpływa na tarczycę. Ograniczam węglowodany, moja dieta musi być również bogata w białko – jednocześnie też muszę pić dużo wody by nie obciążyć nerek. Obecnie poszukuję dobrego kompleksu witamin dopasowanego do mojej tarczycy, gdyż wiem, że potrzebuje ona jodu, cynku, selenu, witamin z grupy B i tak dalej.

Czuję, że coś wreszcie odkryłam i zmienię swoje życie na dobre. Być może uda mi się schudnąć lub zajść w ciążę, tego nie wiem. Wiem jednak, że zdrowie najważniejsze, bo życie ma się tylko jedno i trzeba przeżyć je jak najdłużej i jak najlepiej.

I gdy Was coś niepokoi – drążcie, nie poddawajcie się i nie zwalajcie winy na coś tam. Do dzieła!

Close