Wszystko się zaczęło od tego, gdy mój Bubek pierworodny miał 8 miesięcy i leżał/siedział. Nic więcej, a jak już siedział, to siedział sztywno, potrafił na dłuższy czas zaciskać piąstki, prężyć się podczas siedzenia. Pozycja fajna, babcie/ciotki/dziatki mówili, o jak pewnie siedzi, będzie silny chłop. Aaaaa jak już go położyłam na brzuszek to marudzenie, wiski, piski, okrzyki sprzeciwu. Nie chciał leżeć na brzuszku, tłumaczyłam mu, leż, przewracaj się mama da ci milion dolców jak dorośniesz, a on niczym nie dał się przekupić. Nie widziałam w tym nic złego, nie chce leżeć, to niech siedzi, nie chce siedzieć to go ponoszę. Przecież to mój słodki pierworodny, będę go nosić ile będzie chciał.
Oczy otworzyła mi doświadczona, dobra w swoim fachu mama dwójki. Byłam u niej akurat tego dnia, gdy Bubi miał fazę na ‘nie’, tylko nosić. Oczywiście był pogodnym dzieckiem, wesołym, ale jeśli grało mu się tak jak chciał. Czyli zero leżenia na brzuszku. Ona już ze swoimi pociechami miała styczność z rehabilitacją. Takim brzydkim słowem co kojarzy się tylko z ofiarami wojennymi bez nogi, starymi babciami co je kręgosłup boli, czy urazami po złamaniach.
Dziś wiem, że to słowo to nic złego, a jak poruszyłam na instagramie ten temat to polało się morze komentarzy. Najbardziej kocham takie, że wszystko w swoim czasie. Dojdę do tego, że gdybym nie została namówiona, przez ową przyjaciółkę na udanie się do fizjoterapeuty Bubi by do dziś dzień nie chodził. Miał początki wzmożonego napięcia mięśniowego. Idę o zakład, że po części to też była moja wina, i po części miał to w kościach. Mój brat zaczął chodzić gdy miał ponad rok i 10 miesięcy, i gdyby nie ćwiczenia Bubek podzieliłby jego los. A moja wina jest w tym, że za wcześnie go posadziłam. Nie ma czegoś takiego jak sadzanie dziecka. Byłam w szoku gdy się o tym dowiedziałam, najlepiej będzie dziecku cały czas w:
POZYCJI LEŻĄCEJ
Od noworodka powinniśmy unikać pionizowania dziecka, niemowlę samo (często kładzione na brzuchu) powinno zacząć pełzać, później raczkować, a na końcu z pozycji raczkującej samo zacznie siadać. Gdy posadzimy dziecko jego ciekawość dotycząca świata wokół zostanie zaspokojona, jeszcze połóżmy mu zabawki pod nos, to w ogóle nic mu do szczęścia nie będzie potrzebne i nie będzie musiał się siłować, by spróbować gdzieś się przemieścić. Znacie te grzeszki? Ja bardzo dobrze ;)
Mówisz miał 8 miesięcy i taka panika? Wiesz co by się stało? Wzmożone napięcie by się pogłębiło, i wtedy 2 miesiące rehabilitacji by nie wystarczyło, tylko dwa lata! Teraz schemat się powtarza, Oliś ma dokładnie 8 miesięcy i też nie raczkuje, ale za to jest bardziej ruchliwym chłopcem. Obraca się ku memu zdumieniu na brzuszek (wierzcie lub nie, ale nigdy tego nie widziałam u niemowląt! Matki, które macie takie dzieci jesteście szczęściary), pełza, sprawnie siedzi (no prawie, choć nie powinien), ale zaniepokoiło mnie to że nie raczkuje.
RACZKOWANIE
Raczkowanie wymaga skupienia mózgu na naprzemienności, raz jedna noga raz druga, tak samo z rękoma, sprawia, że pracują wszystkie mięśnie całego ciała. Pracują również obydwie półkule mózgowe i zostało udowodnione, że takie dzieci w przyszłości będą bardziej inteligentne. Moje ciało pozbawiło mnie możliwości przeciśnięcia moje dzieci przez kanał rodny (takie ugniecione, też są inteligentniejsze – stwierdzono na podstawie badań) dlatego teraz walczę tak o raczkowanie. Oczywiście ile jest mam, tyle definicji, opieram się na wiedzy zdobytej przez ostatnie dwa lata, i wiem, że zaraz będzie, że moje nie raczkowało, a takie mądre… Oczywiście nie mam tu nic do nikogo, ale ja własną osobą chce walczyć o to by moje dziecko miało jak najlepiej w przyszłości. A na to wszystko się pracuje już zaraz po zapłodnieniu (zdrowa dieta matki ciężarnej, kamienie piersią, temat rzeka…).
Jeśli przyglądasz się swemu dziecku i coś cię niepokoi idziesz do pediatry, a on cię uspokaja, to wiedz, że nie powinnaś zakończyć na tym. Nie mam pojęcia dlaczego ci lekarze podchodzą tak lekceważąco do tematu. Więc idź od razu do FIZJOTERAPEUTY. Możesz oczywiście wymusić na swoim lekarzu rodzinnym skierowanie na rehabilitację, ale nawet nie zdajesz sobie sprawy jak długie są kolejki, więc od razu machnij ręką. Za jedną wizytę prywatnie zapłacisz kilkadziesiąt złotych, dowiesz się czy jest coś nie tak z twoim dzieckiem i czy potrzebne są dalsze ćwiczenia.
Z Olim byliśmy już trzy razy, za każdym razem przyglądam się ćwiczeniom i powielam je w domu. Po takiej 40 minutowej sesji, jego ciało wydaje mi się ulepione z plasteliny, on zasypia wymęczony na długo, ale gdy wstaje, to jest nie do poznania. Ruchliwy jest kilka razy mocniej, potrafi już się przemieszczać, ale nadal nie jest to raczkowanie. Założę się że jeszcze dwie wizyty w przeciągu dwóch tygodni wystarczą, a już zobaczycie na insta jak śmiga jak rakieta.
Jeśli macie jakieś pytania chętnie odpowiem w komentarzach, a takie typu ‘moje dziecię nie raczkowało’ czy ‘wszystko w swoim czasie’ wrzucam do kosza.