Każdy kto mnie zna, to wie, że nie przepadam siedzieć w domu i gdy nadarzy się okazja całą rodziną z niej korzystamy. Wyjazdy dalekie i wszelakie, ale mam takiego pecha do siebie, że jestem otoczona jakąś złą energią, że zawsze musi się coś zepsuć.
Zacznijmy od wyjazdu do Poznania, a tam najgorsze z najgorszych, pęknięcie opony (na szczęście nie jak z serialu „lekarze’, gdzie Różdżka traci swego ukochanego). Tylko po prostu ta opona pękła, a bez opony strach jechać dalej. Dzięki komuś tam na górze, było niedaleko do bramek płatniczych, a obok nich był pas awaryjny, doturlaliśmy się bez problemu. Dzieci spały, ja mogłam bezkarnie wydrzeć się i pomachać rękoma na męża, który nie wrzucił do auta opony zapasowej. Wzywając telefonicznie lawetę, jednym tchem wykrzyczałam do słuchawki zaspanemu człowiekowi ‘Halo, guma mi pękła! Potrzebujemy pomocy’. Amen. Całą historię na pewno znacie, już z tego wpisu(klik).
Zła passa nie opuściła mnie przy następnym wyjeździe, ciut bliżej, do stolicy. Rozwijam się zawodowo ile mogę i nie mogłam odpuścić jednego szkolenia. Dwa dni intensywnej nauki i powrót do domu. Nie byłabym sobą gdybym nie zajechała po drodze do Ikei. Małżonek mój znając mój niecny cel, odpowiednio wcześniej zadzwonił tylko nie jedź do Ikei, bo długo zejdzie, dzieci stęsknione. Odpowiedziałam mu, że już jestem w drodze, wyrzucając zakupy na taśmę. O.o
Szczęśliwa pozbawiając rodzinę kolejnych kilku stówek, ale nadal szczęśliwa, wpakowałam nową szafkę, która ważyła chyba więcej niż słoń, w auto i postanowiłam ruszyć w drogę. Dumałam jak to na ekspresowce nadrobię stracony czas i wrócę i wyściskam dzieci. Nawet nie zdążyłam wyjechać z parkingu, a już usłyszałam mocny huk, auto odmówiło posłuszeństwa. Pobliskie Norauto zostało zamknięte kila minut przed czasem. Więc zero pomocy, znikąd ratunku. Postanowiłam więc przestawić auto w oddalone miejsce, jak i postanowiłam, tak też zrobiłam. Oczywiście nie wzięłam pod uwagę tego, że jest duży ruch, a ja mam do pokonania rondo. Auto się jeszcze gorzej wykrzaczyło na środku ronda, zupełnie przestało jechać (NA SAMYM ŚRODECZKU RONDA!) a mi pozostało jedynie wysiąść, w jedną rękę schować twarz, a drugą machać do pozostałych kierowców, by jakoś mnie ominęli. Na szczęście istnieją dobrzy ludzie na tym świecie, i dobre małżeństwo przepchnęło mi samochód na parking.
Wykonałam telefon do pewnej dobrej duszy(klik), która dała mi ciepłą pierzynkę, ja jej szampana, a ona mi na dokładkę sushi. To był piękny wieczór, powinno być więcej takich. Wypijając kolejny łyk dobrego trunku, nawet nie myślałam jak to będzie dnia kolejnego, a przydałby się jakoś wrócić do domu.. autem.
Norauto czynne od bladego świtu odmówiło pomocy doprowadzenia auta kilkadziesiąt metrów. Z Malwinką poszyłyśmy szukać cudu. Znalazłyśmy ten cud w postaci kilku młodocianych umięśnionych chłopaków, z wdzięczności chciałyśmy by się świat o nich dowiedział (o tu).
Nauczona doświadczeniami przed kolejną podróżą sprawdziłam auto w stacji diagnostycznej. Wszystko było w porządku. Można jechać? Można. Zacnie dotarłam na warsztaty dziewczyn(klik). Było bombowo! Ale niestety jak to w życiu bywa, trzeba było już wracać do domu, szczęśliwa wiedziałam, że nic się nie stanie, bo nie ma prawa, jechałam dalej. Ciemno się zrobiło, zaczął padać deszcz.. więc trzeba włączyć wycieraczki. Pech chciał, że jedna się złamała (a były nowe!). Nie mogłam z nich korzystać, naprawić się nie dało, a przy każdym ich włączeniu rysowała się szyba jakby miała zaraz pęknąć… Pozostało mi jechać przygarbionej i z prędkością 50km/h na ekspresowce jak stary dziadko….
Dodam jeszcze przebitą oponę, któregoś razy w stolicy jako kropkę na sam koniec. I gdy następnym razem zobaczycie blondynkę, której auto odmówiło posłuszeństwa, albo niedorzecznie wolno jadące auto na eskpresówce/autostradzie to wiedzcie, że to JESTEM JA I MAM KŁOPOTY! ;)
Pomyślałam, że do motoryzacyjnego wpisu to i chłopaki na skuterze będą pasować :)
Ten uroczy rowerek biegowy marki JANOD, przez najbliższe dwa tygodnie będziecie mogły kupić taniej (-12%) w Fabryce Walfeków(tu) na hasło: BUUBA.