Jestem zmasakrowana życiowo, jeśli chodzi o usypianie moich dzieci. Co wieczorny rytuał to męka rodem z horroru. Kłócimy się z Tatkiem, przekupujemy kto ma iść z nimi na górę, kiedy już marudzenie osiąga level master. Obiecuje mu codziennie świeży dwudaniowy obiad z deserem, obiecuję być dobrą i uległą (w dosłownym i łóżkowym tego słowa znaczeniu), i nic! Niczym nie da się go przekupić, więc widzicie jaka jest ranga problemu.
Zacznijmy od kąpieli. Dodam, że już tej kąpieli nie ma, ‘prysznicuję’ ich na szybko, bo gdyby im dupkę w wodę ciepłą wsadzić, to zachowują się jakby to wrzątek był. Więc delikatnie szybko polewam wodą jednego, który to przekłada nogę i wyskakuje z wanny zanim sobie zdążę wycisnąć mydło na rękę. Z drugim ten sam schemat się powtarza.
Następnie jak już przeszli chrzest bojowy i są czyści (niczym diabeł wodą święconą) zaczyna się, że zimno (mimo, że 30 stopni w domu, przed kąpielą dogrzewane farelką i kominkiem), później że zła piżamka, że lepiej nago polatać po domu, niż dać się ubrać.
Zwierzyna schwytana w kaftan, włoski uczesane i pora spać. Marudne to, niecierpliwe, a swoje legowiska traktują jak zło nadprzyrodzone.
Mimo, że staramy się z Tatkiem by wszystko odbywało się w przyjaznej atmosferze. Półmrok, delikatne miękkie światło, delikatna uspokajająca muzyka dla dzieci przed snem, czuły dotyk mamy, czasem nawet delikatny masaż z kremikiem, to nie. Nie chcą spać i już. Kiedy ledwo zipie i dobija 23 (tak!), zasnę parę razy, zanim oni zasną, to jeszcze odbywa się walka, walka o smoczusia. Starszy nie może znieść, że młodszy jeszcze ma i zabiera mu go. Happy endu nie ma. Mogą się potłuc, ale każdy musi mieć swego Nionia.
Przekupiłam Tatkę, wygrywam! To on usypia dzieci, ja piszę właśnie ten post na dole i słyszę jak robaki powyłaziły z gniazda i poszły do swoich pokoików się bawić. Oprócz przeróżnych dźwięków dochodzących z pokoi, z odgórnych czeluści słychać jeszcze jeden. Bardzo dziwny, aczkolwiek mi znany. Tatko już chrapie!! A te małe nie śpią. Co z tego, że wygrałam, jak on nie wygrał tej walki sam. Będę musiała przyłączyć się do drużyny, zanim skończę ten post.
Mimo cudnej atmosfery, pięknych pokoików, starania się regularnego kładzenia ich każdego dnia o tej samej porze, nie wygrywamy.
Zasypiają z nami, później są przenoszeni do swoich królestw. Mimo to, średnio w nocy nadal wstaję z dziesięć razy. Najpierw by ich przenieść, później na siku, wodę, a nad bladym świtem ich sen już nie jest taki głęboki, i co wtedy? Buba przyjdzie sam, bo ma takie łóżko doroślejsze (pokoik TU), a Oli miał jeszcze niemowlęce, postanowiliśmy uczynić go dorosłym, dać mamie jedną pobudkę nad świtem mniej, i świetne łóżeczko Pinio za pomocą kilku ruchów i wkrętów przerobiło się na łóżeczko, z którego będzie mógł wyjść sam.
Cały czas sobie pluję w brodę, że gdybym to była zimną matką od dnia narodzin, ba! Od dnia poczęcia, to może i bym się wyspała. Podkrążone zielone oczy miałyby nadal swój młodzieńczy blask, ale serce z kamienia by nie wytrzymało. Mogą włazić mi na głowę, przecież je kocham, mogą spać gdzie chcą, bo już niedługo nie będą małymi słodziakami ze smoczusiem. Będą dorośli i gdy będę chciała się z nimi położyć i przytulić, powiedzą: ‘weź matka co za siara!’ o!
Wpis jest zapowiedzią fajnego konkursu, jaki Was będzie czekał jutro na blogu. Potrwa on przez miesiąc, więc dobrze się przygotujcie, bo do wygrania będzie łóżeczko BASIC z najnowszej kolekcji PINIO.
Łóżeczko – Pinio
Pościel i lampka, zasłony – Lamps & Company
Konsoletka przy łóżeczku – minko.co
Książeczki – Muppetshop
Dywan, półeczki – Ikea