Moje myśli mieszają się ze smutkiem i wspomnieniami, tworząc największą mieszankę goryczy, która przepełnia moje ciało. Siedzę właśnie przed domem, ze szkółki ogrodniczej pan przywiózł mi 4 dorodne akacje, które do końca mojego życia będą kojarzyły mi się ze śmiercią małego pieska. Sharki odszedł dziś rano, cierpiał bardzo mocno. Ten smutek i żal mam właśnie do świata, że nie mógł odejść we śnie. Nie mam pojęcia czy czekał na dotyk mojej dłoni na jego karku, czy czekał na odpowiedni dzień. Czy niespodziewanie go złapała straszna choroba.
Jest mi przeraźliwie smutno, wewnętrznie smutno. Gdy widzę Daisy płaczącą przed garażem, gdy widzę zdjęcia w telefonie. Gdy jak na taśmie przewijam wspomnienia, jeszcze z wczorajszego dnia, gdzie był żwawy i wesoły i jadł z nami pizze i błagał wręcz o więcej jedzenia.
Daliśmy się pożegnać Daisy z Sharkim właśnie w garażu. Patrzę na jej smutny pyszczek i widzę jak go tam szuka. Patrzę na tę sunię i wiem, że za rok skończy ona tyle lat co Sharki. W głowie układam myśli i zadaje pytania czy być może czeka ją to samo?
Czy ja jestem na to gotowa?
Czy ktokolwiek, kiedykolwiek mógłby być na to gotowy? Na bezpowrotną stratę najlepszego i najwierniejszego przyjaciela?
Czy istnieje psie niebo pełne obłoczków z fruwającymi kośćmi na zawołanie? Czy istnieje tamten świat, w którym kiedyś Sharki mnie przywita. Czy istnieje ten jeden wspólny dom, w którym kiedyś wszyscy razem się spotkamy?
Ten mały cudowny piesek 12 lat temu zawitał w moim życiu. Byłam wtedy na pierwszym roku studiów. Zabierałam go ze sobą wszędzie. Pokornie podróżował, znał wszystkie komendy, przeżył razem z nami wypadek samochodowy, dorobił się córeczki, oraz narzeczonej z którą żył na kocią łapę.
Uwielbiał spać z nami w czystej pościeli z głową na poduszce, przykryty kołdrą pod szyję, i uwielbiał, gdy całowaliśmy go za uchem, śmiesznie zakrywał łapką pyszczek, gdy dmuchaliśmy mu w nos.
Nauczył się uśmiechać, na słowa „cześć Szarki” starał się wyszczerzyć zęby jak człowiek. Machając jednocześnie tym swoim małym ogonkiem.
Przeżył moje studia, narodziny dwójki dzieci, zakup domu, rozwód. Z utęsknieniem czekał gdy wyjeżdżaliśmy i cieszył się gdy wracaliśmy, nawet z najkrótszych zakupów. Potrafił być grzecznioszkiem i słodziakiem, ale potrafił również obsikać wszystkie co do jednej nogi sześciu najnowszych krzeseł. Potrafił ochrzcić nowe dywany, czy przykryć się nowym kocykiem i zwinąć w kokonik.
Sharki, nie powitasz mnie już w progu naszego białego domku z czerwonym dachem. Sharki nie usłyszę już Twojego szczekania. Dziś odwieszana obroża z metalowym nieśmiertelnikiem, obijając się o siebie, przypomniała mi dźwięki, gdy biegłeś na powitanie. Nie usłyszę już stukotu Twoich pazurków o panele, ani Twoich próśb o jedzenie. A uwierz mi zjadłbyś chyba konia z kopytami, gdyby ci smakował.
Sharki czy będzie mi dane Cię spotkać w innym wcieleniu? A może w psim niebie? Lub gdzieś tam na górze. Gdy kiedykolwiek mnie spotkasz proszę podejdź, daj mi znak, że to ty. Nigdy nie zapomnę ile radości wniosłeś do mojego życia i tego, co się stało dziś przed 4:50 rano <3