Będąc mamą czujemy, że jesteśmy odpowiedzialne wręcz za wszystko – oczywiście chodzi tu o nasze dzieci. Zgłębiamy wiedzę, organizujemy posiłki, wyjazdy, kupujemy ubranka, działamy w taki sposób by zadowolić nasze małe biegające po domu brzdące. Ratujemy je z opresji, z chorób, kupujemy lekarstwa, wozimy do lekarza. I ciągle mamy poczucie, że robimy mało.
Dlatego postanowiłam zaplanować nam wyjazd. Wiele razy pisałam Wam na naszych buubkowych kanałach jakie to mam wdzięczne dzieci, i jak to one cieszą się na każdy wyjazd. Tak było i tym razem. Wszystko skrupulatnie przygotowane. Zaplanowane w najmniejszym szczególe. I jak to się ze mnie śmiały inne matki – nie planuj jadąc z dziećmi – mówiły, to pukałam się w czoło i nie wiedziałam naprawdę o co im chodzi. Ferie w Ustce. Wyjazd w niedzielę na cały tydzień.
Plany były fajne. Spacer nad morzem. Spa. Basen. Dobre jedzenie. Zabawy – hotel miał przygotowane w czasie, w którym są ferie, mnóstwo atrakcji dla dzieci. Mieliśmy skorzystać ze wszystkich. Dostaliśmy skrupulatnie rozpisany i bardzo szczegółowo opracowany plan zajęć. Wyjeżdżamy!
Dojechaliśmy na miejsce, droga poszła dosyć gładko i jak na 600 km poszło bardzo sprytnie. W ogóle nie odczuliśmy upływu tego czasu. Na miejsce zajechaliśmy wieczorem i w planach już było jedzenie i basen. Drugiego dnia udaliśmy się nad morze by podziwiać widoki i wdychać jod.
Wszystko zapowiadało się jak w bajce. Jak ze snu. Idealne ferie w fantastycznym gronie. Jednak gdy tylko wróciliśmy ze spaceru na obiad… Zdarzyło się coś co przeszło moje jakiekolwiek oczekiwania. To było naprawdę zaskoczenie, którego się nie spodziewałam! Chłopaki na raz, obydwoje zaczęli źle się czuć. Gorączka, kaszel, katar. I tak jak ferie zaczęły się cudownie, tak później nie było już tak kolorowo… Zobaczcie sami…
Ferie upłynęły pod znakiem opieki i uważania na siebie. Basen odpadał, spacery również, gdy dziecko źle się czuło.
Powiem Wam, że nie rozumiałam nic naprawdę. Od małego dbałam o chłopaków, o hartowanie ich, o to by się nie przegrzewali. Jednakże coś nie wystarczyło. Jednak ta choroba przyszła. Gdy już stanęliśmy na nogi postanowiłam poszukać pewnych informacji w sieci na ten temat. I co? I znalazłam!
Akademia Pelavo
Trafiłam na stronę Akademii Pelavo(kilknij), w której to skrupulatnie opisane jest jak zadbać o odporność naszych dzieci, skąd ona się bierze i… resztę poczytacie sami wchodząc na tę stronę :D Musicie zajrzeć koniecznie, jest tam masa cennych informacji, które poszerzą naszą wiedzę z budowania odporności u naszych dzieci. A przecież – zdrowie najważniejsze! Ja dziś chce poruszyć jeden z tematów: pamięci immunologicznej, który bardzo mnie zainteresował.
Co to jest pamięć immunologiczna?
To jest naturalna pamięć naszego układu odpornościowego chorób, które przebyliśmy. Z każdą przebytą chorobą w naszym organizmie tworzą się przeciwciała, które zwalczają drobnoustroje. Czyli gdybyśmy mieli jeszcze raz szanse zarazić się chorobą, na którą już byliśmy chorzy – organizm poradzi sobie i zwalczy/zneutralizuje te drobnoustroje.
Czy choroba może wyjść na zdrowie?
To jest coś co naprawdę mnie zaskoczyło, każda choroba jest treningiem układu immunologicznego. W praktyce oznacza to, że jeśli już raz odbyliśmy chorobę, nasz organizm skuteczniej stawi czoła kolejnym infekcjom.
Czyli te chorowanie podczas ferii wyszło na dobre moim dzieciom. W przyszłości nie powinny już chorować na podobne infekcje.
Także jesteśmy już całkowicie zdrowi. Mam nadzieję, że nic takiego się nam nie przydarzy, szczególnie na tak fajnych wyjazdach!
Postanowiłam napisać Wam o tym wpis, ponieważ każda z nas martwi się o swoje dzieci. Szczególnie serce się kraja gdy chorują. Trzeba być dobrej myśli! I wiedzieć właśnie, że ta jedna choroba sprawi, że nasze dzieci będą coraz bardziej odporne!
A teraz zobaczcie zdjęcia poniżej, jak się super czujemy! Dzięki Bogu już po chorobie, a dla Was życzymy zdrówka! I nie przejmujcie się choróbskami!