Wiele z nas decydując się na macierzyństwo nie jest w stanie przewidzieć dodatkowych bodźców. A o jakich bodźcach mowa? A o takich niespodziewanych ;)
Każda z nas widzi malutkiego bobo na zdjęciach w sieci, najsłodszego na świecie, wówczas włącza się coś takiego jak instynkt. Instynkt macierzyński. Powiem Ci, że on mi włącza się prawie codziennie, mimo, że mam już dwójkę cudownych synów, to gdzieś tam w środku głowy jest jeszcze jedna pociecha, którą rodzę, karmię piersią, chodzę z nią na spacerki. Patrzę jak się rozwija, jak rośnie, jak chłopaki reagują na małą nową dzidzię w domu. Marzenia marzeniami, ale muszę być realistką. Rozum swoje, serce swoje, a ktoś mądry mi powiedział niedawno, że należy się słuchać tego, co bliżej Boga, a że głowa jest bliżej nieba, to słucham się tego co w głowie ;) Jak mi w końcu rozum powie, że to już, że to już na pora (rozum, a nie serce, czy instynkt) wtedy wezmę się za robotę.
Dziś wiem, że macierzyństwo to nie przelewki. To odpowiedzialne zadanie, które trzeba wykonać. Również wiem, że gdyby mi dane było przeżyć jeszcze raz te wszystkie chwile, mężniej bym szła przez drogę macierzyństwa. Z bardziej wypiętą piersią (pełną mleka), z większą odwagą do…. do wszystkiego. Nikt by mi nie wmówił wielu rzeczy, np że nie mogę pić kawy podczas karmienia piersią, albo że karmienie piersią w miejscach publicznych jest passe. W ogóle karmienie piersią uznawałam wcześniej jako bardzo intymny temat, teraz to jest dla mnie coś normalnego. Skoro ja spożywam posiłek w miejscu publicznym, dlaczego moje dziecko ma to robić w toalecie, albo pod pieluchą? Szczególnie gdy jest lato, są upały, a przewiew dla noworodka jest bardzo wskazany. Akurat wiem, bo dwójkę moich dzieci było dane mi rodzić w letnim okresie. Buba – pierworodny, urodził się na majówkę (30 kwietnia, 4 maj byliśmy już w domu). A Oliś urodził się 1 sierpnia. Tak za moment świętujemy.
Obie pociechy było mi dane karmić w upalne dni.
I tak jak z Bubą uważałam to za czynność bardzo intymną i wszędzie się kryłam, tak z Olisiem już mniej. I opowiem Wam teraz historię, niczym ze średniowiecza. Zacznę od:
A w 2013…..
Tak! W 2013 roku świadomość mam nie była tak rozbudowana jak teraz. Niby to niespełna pięć lat temu, ale wszystko było całkowicie inne! Mówię Ci! Wówczas inaczej się karmiło piersią, bo internet nie nagłośnił TEJ TAK WAŻNEJ sprawy. Wtedy były całkowicie inne czasy (wspominałam, że będę pisać to tak, jakby to było średniowiecze?;)). Wtedy to ja przeżywałam różne historie. Wtedy świecenie piersią było jeszcze oburzające i poruszające. Ale zaraz zaraz? Dlaczego ja przechodzę na ciemną stronę mocy! Żadne świecenie piersią – tylko karmienie maluszka. O tak! Nie daję się i się nie dam!
Tak jak z Bubą przeżyłam mnóstwo historii związanych z tym tematem (publiczne KP=karmienie piersią), tak z drugim dzieckiem prawie wcale. Byłam świadkiem ewolucjonizmu i faktu poparcia KP wszędzie.
Także wróćmy do historii, opisywanej już na początku tego bloga. Byłam oburzona, jako młoda mama i miałam w sobie mnóstwo mieszanych uczuć, oraz poczucia winy, dokładnie, poczucia winy – że zdarza mi się karmić publicznie. No dobra, ale zobaczcie minę Bubka na spacerze przed karmieniem:
I zobaczcie po karmieniu, sama słodycz, prawda?
Dlatego jak miałabym odmówić mu posiłku podczas spaceru? To było wtedy moje pierwsze karmienie, które Wam opisywałam i ostatnie – ostatnie na łonie natury. Niestety nie udało mi się wówczas żadnej ławki znaleźć, a dziecko chciało tu i teraz także padło na krawężnik, mało uczęszczanej osiedlowej uliczki:
Pech chciał, że akurat przejeżdżał mały fiat, a ja zza stelaża wózka obserwowałam cały świat, z myślą oby tylko nikt nie widział! Czerwony mały fiat, mało nie roztrzaskał się na latarni, mijając docelowy zakręt. Pani(!), nie pan(!), za kierownicą tak z oburzeniem wbiła ślepia w mój biust, że pomyliła pasy ruchu, oraz zapomniała skręcić, co wskazywało na to, że cofała auto w kierunku upragnionego zakrętu. Żenująca i śmieszna sytuacja za razem. Gdyby był to mężczyzna – luz, może chce sobie popatrzeć. Ale to była kobieta! Którą za parę lat podejrzewam, że czeka to samo! Powinna zsolidaryzować jajniki, i dać mi trochę intymności! ;) Jednakże że chciała mi urządzić kino akcji, ryzykując tym samym czerwony lakier swojego auta, to już jej problem… a nie mój. Tylko wiesz co? Wówczas wydawało mi się, że to mój problem. Że to ja jestem przyczyną tego całego zamieszania i nie powinnam już tego robić….
Na spacery po tej akcji zabierałam ściągnięte mleko przez laktator w butelce… Ściąganie pokarmu, stres z tą sprawą przyczynił się do mniejszej produkcji mleka. Teraz za to w myślach biję się po głowie, że jeden człowiek naniósł takie zmiany w moim mózgu. Na szczęście dzięki wielu akcjom, nagłośnieniu sprawy w sieci i telewizji, zaczęłam oddychać z ulgą. Karmić z ulgą…
Czasem jeszcze bywały sytuacje, gdzie mleka w butelce było mało, i trzeba było przystawić dziecko do piersi vel bufetu, w ruch szła pieluszka tetrowa. Czego do dziś nie mogę sobie wybaczyć, kto by chciał jeść mleko pod namiocikiem z pieluszki, gdzie w takiej temperaturze tam tworzy się sauna! Dziecko zużywa wiele energii podczas ssania, to dodatkowo sprawia, że jest mu jeszcze bardziej gorąco podczas jedzenia! Stąd tytuł mojego wpisu, nie róbmy tak! Pierś do przodu, to przecież nasza duma!
Do napisania tego postu zainspirował mnie produkt LACTOSAN MAMA(klik), który oprócz kopru włoskiego, ma w sobie jeszcze liść melisy i kilka innych składników. Owoc kopru włoskiego idealnie wspiera aktywność naszych gruczołów mlecznych, liść melisy wpływa – jak wspomniałam – bardzo korzystnie na nasze samopoczucie! Dodatkowe składniki to beta-glukan i ekstrakt ze słodu jęczmiennego. A o reszcie możesz poczytać TUTAJ(klik).
Ja zawsze wspomagałam się takiego typu produktami podczas laktacji. Jakie było zdziwienie położnych gdy je spakowałam na porodówkę! Niepotrzebnie stresowałam się karmieniem zawczasu, jeszcze przed porodem. Dzięki dobrze pielęgnowanej laktacji wszystko przebiegło prawidłowo. Zobaczcie tylko na zdjęciach poniżej co z tego wyrosło! Same dwa szczęścia moje <3