Close
Close

Brak produktów w koszyku.

Twardzielki – czyli o tym jak macierzyństwo zmienia kobietę

Twardzielki – czyli o tym jak macierzyństwo zmienia kobietę

Macierzyństwo to ciężki orzech do zgryzienia, to nie tylko urodzenie dzieci i posiadanie ich przy sobie. To nieprzespane noce ciągły stres, i zamartwianie. Oczywiście poruszam tę mroczną stronę, która jest tym co każdy instynkt zapewnił matce – troska o to, co kocha najbardziej.

Tatusiowe się dziwią, że idą w odstawkę, starsi się śmieją, że biegniesz na złamanie karku, jak tylko usłyszysz płacz. A gdy już coś się dzieje złego sama sobie się dziwisz, że trzęsiesz się jak osika.

Pamiętam jak dziś, gdy wiozłam na pogotowie moje małe zawiniątko, które potrzebowało pomocy lekarskiej. W dodatku lekarze nie wiedzieli co się dzieje, a ja nie byłam w stanie tego wydukać.

Jednak zauważyłam pewną zależność. Czas i ilość dzieci działa cuda. Czas ubiera nas w twardą skorupkę i sprawia, że z roztrzęsionej matki świeżo po porodzie, zmieniasz się w twardzielkę, która swoim mężnym bicepsem obroni swe dziecię przed całym złem tego świata. Zdiagnozuje chorobę lepiej niż lekarz, i jeszcze na niego nakrzyczy, że tego nie wie. Wynegocjuje wszystko co się da, zawalczy o wszystko co trzeba. Z głową podniesioną do góry, walecznie, a nie z chrypiącym gardłem zalanym od łez.

Zastanawiałam się czy to tylko moje spostrzeżenia, że czas i doświadczenie ubrały mnie w pancerz. Dlatego zapytałam o to kilka znanych blogerek, które tak jak ja,mają dwójkę dzieci. Kliknij na zdjęcie a przeniesie Cię do ich świata, na pewno będziesz miała się w co zaczytać, w długie jesienne wieczory.

 

13557898_1031418956940768_8405116090682773005_n

Aga (moja imienniczka) z bloga Wronek.pl moje spostrzeżenia dzieli tak:

“Nie byłam mocno przewrażliwioną mamą przy pierwszym dziecku, ale różnica w podejściu do wielu spraw jest jednak różna. Przede wszystkim nie lecę na łeb na szyję, gdy Ninka się przewróci, co miało miejsce, gdy Wronek był mały.

 

Poza tym, gdy urodził się synek to miałam co do niego i siebie duże oczekiwania – miał nie jeść żadnych słodyczy do drugiego roku życia, smoczek miał być odstawiony po 3 miesiącach, miałam mu gotować domowe obiadki, miał być odpieluchowany całkowicie do drugich urodzin, miał nie spać z nami, zasypiać sam w łóżeczku i… i pewnie znalazłoby się jeszcze wiele takich “miał, miało, miałam”. Z Niną jestem już bardziej wyluzowana. Czekoladą jej wprawdzie jeszcze nie karmię, i na nocnik sadzam w sumie wcześniej niż brata, a spać z nami i tak nie chce, ale nie mam już tej spiny charakterystycznej dla mam pierwszego dziecka. Wiem, że nie muszę spełniać oczekiwań społeczeństwa, trzymać się kurczowo zaleceń z poradnika dla mam i być idealną mamą. Od jednego wafelka, trzech frytek czy łyka słodzonego napoju jeszcze żadne dziecko nie umarło, a jak komuś wygodniej ubierać dziecku pieluchę do 4. urodzin to niech ubiera. Jego sprawa. I tak się podłogi będzie musiał nawycierać, tylko trochę później ;)”

 

fotoAnia z bloga Nebule:

  • “Kiedy dowiedziałam się, że jestem po raz kolejny w ciąży targały mną skrajne emocje. Z jednej strony się cieszyłam, a z drugiej martwiłam się jak sobie poradzę. W mojej głowie układały się same czarne scenariusze z dwójką płaczących dzieci w tle i mną rozczochraną stojącą bezradnie na środku mieszkania. Myślałam, że naprawdę trudno będzie mi ogarnąć niemowlę i rozbrykaną trzylatkę. Układałam sobie nawet w głowie “plany awaryjne”, że np. przeprowadzę się do mamy na miesiąc. Jednak z tygodnia na tydzień byłam coraz bardziej spokojna. Sporo przepracowałam w mojej głowie i przygotowywałam się na bycie mamą po raz drugi. Kiedy urodził się Julek całe napięcie ze mnie zeszło. Dokładnie tak! Nerwy odpuściły, bo jakoś dawałam sobie radę. Mało tego! Mam wrażenie, że bardziej luzackiej “mnie” nigdy nie znałam. Z moimi tendencjami do ciągłego planowania poddałam się “flow”. Bycie mamą po raz drugi- jest o jakieś 150% łatwiejsze niż za pierwszym razem. Miałam już cały know how, który wypracowałam przy pierwszym dziecku. Teraz, mogę śmiało napisać, że zastanawiam się, czy aż za bardzo nie odpuszczamy… Przy pierwszym dziecku, wszystko było czyste, wyprasowane. A teraz zdarza się, że w Julka gondoli znajduję foremkę z piaskownicy… Ten luz dopiero teraz przyszedł i mogę w pełni cieszyć się macierzyństwem. Widzę też ogromny wpływ mojego nastawienia na zachowanie młodszego. Jest spokojnym i zadowolonym dzieckiem, a ja autentycznie nie mogę się doczekać kiedy obudzi się z drzemki.”

     

    IMG_1067Marta z bloga Mutrynki:

    “Moja teoria jest taka, że wraz z przyrostem liczby dzieci zmniejsza się wrażliwość matki. U mnie to wszystko zaczęło się już niepozornie w ciąży. Z pierwszym dzieckiem małe plamienia groziły reżimem łóżkowym, z podłączeniem się pod wodopój i podstawionym nocnikiem. Rozprostowanie nóg w ramach profilaktyki przeciwodleżynowej groziło rodzinnym linczem i wykluczeniem społecznym. W drugiej ciąży ta sama historia. Plamienia. Diagnoza- leżeć. Z wielką przyjemnością powiem Wam szczerze tylko jak to dziecku co do dopiero chodzić zaczęło to wszystko wytłumaczyć? Z pierwszym dzieckiem siedziałam z tym nosem w tych książkach i internetach i czekałam, aż się na brzuch obróci. Czekałam miesiąc, dwa, trzy i nawet cztery. „Po terminie” zawału dostawałam, od zmysłów odchodziłam. Pół Warszawy przejechałam żeby na rehabilitację jak najszybciej wzięli, bo to przecież nienormalne, w tych mądrych książkach i internetach inaczej piszą. Chodziłam, rehabilitowałam, pod drzwiami czekałam, ona płakała, mi serce pękało, ale przecież czułam, że to dla jej dobra robię, że w końcu zacznie się obracać i w ogóle zdrowo rosnąć. Przy drugim dziecku nie tyle powiedziałabym, że jestem silniejsza, ale po prostu bardziej „doświadczona”. Żadne internety nie dadzą mi gotowej recepty na mojego syna, jeżeli jest uśmiechnięty, zdrowo je, zdrowo rośnie to na wszystko inne spokojnie przyjdzie czas, którego z pierwszym dzieckiem sobie nie dałam.”

     

    IMG_6038-psJulia Rozumek (kiedyś szafa Tosi):

    “Kiedy Aga zapytała mnie jak to było u mnie.. jak to u mnie jest.. zaczęłam się zastanawiać.

    Prawdą niepodważalną jest, że na pierwsze dziecko dmuchamy i chuchamy.
    Chcąc dobrze swoją nadgorliwością robimy wręcz odwrotnie.
    Dzieci są przegrzewane, zbyt późno wychodzą na dwór, biorą zdecydowanie za dużo lekarstw, jesteśmy zbyt często u lekarza i mnóstwo podobnych sytuacji spotyka nas, a przede wszystkim pierwsze dziecko.
    U mnie było inaczej..
    Moimi pierwszymi dziećmi jakie wychowywałam były córki – bliźniaczki mojej siostry. Miałam 19 lat. Często śmieję się, że może dlatego tak późno zdecydowałam się na swoje, bo doskonale wiedziałam, że dzieci to nie są piękne sukieneczki i letnie spacery a przede wszystkim nieprzespane noce, martwienie się i ciężka praca.. w tym całym pięknym macierzyństwie trosk też jest wiele.
    ale do tematu.. Rany, jak ja zawsze zbaczam z toru..
    U mnie nie była to kwestia pierwszego dziecka, a kwestia wychowania przez moją Mamę.
    Mama była pielęgniarką. Tą, która była przeciwna lekom, antybiotykom, ubieraniu dzieci ponad miarę..
    Kiedy w dzieciństwie miałam 40 stopni gorączki Mama wkładała nas do wody o temperaturze 38 stopni. Kilka razy na chwilę. Potem widziałam jak robi to z bliźniaczkami. Jak ściąga Im niepotrzebne czapki.
    Jak gasi każdy strach o drobiazg swoim opanowaniem.
    Tak bardzo przez całe życie to we mnie urosło patrząc na Nią i Jej podejście, że nie panikowałam nawet przy pierwszym dziecku…
    Ja niestety panikuję przy drugim, gdyż ma uczulenie najgorszego stopnia i nosimy adrenalinę przy sobie.
    Pewne jest natomiast to, że pierwsze dziecko ma się gorzej z wolnością..
    Gdy moja siostra była ściągana z randek o 22ej, ja tańczyłam przy ogniskach do rana ;) “
    slider15_1Justyna z vloga 10 minut spokoju:

    “Im więcej dzieci tym lepiej. I tego się będę trzymać!Gdyby nie Jadzia nie odkryłabym prawdziwego macierzyństwa. Macierzyństwa pozbawionego wiecznego przejmowania się i szybkiego reagowania na każde wezwanie dziecka. Dzięki Jadzi mogłam się tylko i wyłącznie rozkoszować obcowaniem z dzidziusiem. Ok, czasami dopadały mnie lekkie wyrzuty sumienia, że nie zajmuję się nią tak, jak Basią, że nie poświęcam jej tyle uwagi.  Z drugiej strony dzięki temu upewniłam się w przekonaniu, że jak się dzieci pozostawi światu i pozowli na jego odkrywanie, to stają się bardziej samodzielne i szybciej się rozwiają. Zwłaszcza te drugie dzieci. Jadzia szybciej zaczęła chodzić, mówić, bawić się z innymi dziećmi czy chodzić do żłobka.

    Półrocznej Baśki nigdy przenigy nie zabrałabym do kulek, nie wyszłabym wieczorem na spacer i lampkę wina. Przy drugim dziecku zdecydowanie bardziej się wyluzowałam. A moje wyluzowanie sięgnęło zenitu, kiedy to pewnego zimowego popołudnia na spacer na górkę zabrałam dwie dziewczyny, wózek, sanki i psa. Fakt, trochę przesadziłam, ale i tak teraz wychodzę z założenia, że lepiej aktywnie spędzić czas niż siedzieć w domu i walczyć z kolejnymi aferami o zabawki.

    Teraz jesteśmy na Mazurach. Jest tutaj cała ekipa dzieciaków. Jadzia ma kolegę Henia, Basia jest ze swoją kumpelą Klarą, są jeszcze starsze dzieci sąsiadów. I to jak oni się razem bawią, to jest coś! 11-letnia Natalia maluje paznokcie Klarze i Basi. Maluchy biegają za chłopakami grającymi w piłkę. Idziemy z piątką dzieciaków nad wodę, jedni pilnują drugich albo wszyscy pływają na materacu, potem wieczorem grają w doble, oglądają baję albo z derszczykiem obserują pioruny, jest moc. Wiadomo czasem zdarzy się afera, ale i tak patrząc na to wszystko, to powoli w mojej głowie pojawia się myśl, że byłoby fajnie, gdyby Basia i Jadzia miały jeszcze rodzeństwo. W końcu im więcej dzieci, tym lepiej!”

     

    I całkiem niechcący wyszedł z tego wpisu zachęcający do rozmnażania się :)

    Czy miałam rację? A tego dowiecie się na własnej skórze! :) :*

     

    Zdjęcie otwierające: wronek.pl

Close