Nutella, masa drogi przejechana by znaleźć miejsce parkingowe, człowiek idzie 5kilometrów na event i jego oczom ukazują się przed wejściem kolejki na kilometr, ale dobrze, że była z nami Maczkowa rodzinka, więc udało się bez czekania. Wszystko robiło na pierwszy rzut oka mega wrażenie. Hostessy, organizacja, stoliki, masa atrakcji i konkursów z nagrodami dla dzieci. Jednakże na dwie rodzinki (w tym ja ciężarna) posadzone przy jednym stoliku, słoik nutelli, trzy kuleczki masła, 4 bułki to zdecydowanie za mało. A i 5 jabłek, których nikt nie zjadł;) Ogólnie całość robiła świetne wrażenie, a dzieci były zachwycone, zobaczcie same!
Następnie wycieczka do zoo (ustawiam nawigację, pouczona przez Pana Tatę Makowego by zoo wpisać przez dwa ‘o’), znów jadymy, pokonujemy kilometry, by znaleźć się na ulicy, na której znajdują się kolejki do kas. Mówię Wam kolejka na kilometr przed zoo! No nic, trudno, postoimy, ale gdy przejechaliśmy ulicę dwa razy wzdłuż i wszerz i nie było nawet najmniejszej dziurki do zaparkowania auta, spasowaliśmy. Stwierdziliśmy, że mamy jednego hipcia w domu (czyli mnie) i przy innej okazji popatrzymy na konkurencję;)