Wszystkiego dużo, dużo pracy, dużo spraw, a w domu wielki bałagan. Nawet gości w tym bałaganie przyjmuje. Rozumieją, mamy dziecko. Wolę z nim posiedzieć niż szorować kibel, czy brać się za odkurzanie. Raz w tygodniu wystarczy.
Nie dość, że zima tuż tuż, to jeszcze taki zły czas nadszedł, dni krótkie,
nie zdąży człowiek wstać i już ciemno się robi,
trzeba światło zapalać, bo lepiej wydać na prąd, niż na psychotropy, gdy z tej ciemności popadnie się w depresję.
Jego uśmiech napawa mnie energią, jego kichanie, a gdy słyszy ‘na zdrówko’ szczerzy się tak jak lubię. Jego chrzestny. Źle u niego, wynajmuje mieszkanie, płaci za nie, a gdy wraca do domu, nie ma prądu właśnie. Nie ma światła, dosyć ważnego w tym depresyjnym czasie. Osoba od której wynajmuje mieszkanie, nie płaciła rachunków od dłuższego czasu. Po telefonie, wyśmiewa. Prośby, groźby nie pomagają. Wynajmij mieszkanie z dnia na dzień, każdy chce kaucji.
Co za czas, gdzie by wynająć, trzeba oddać całą wypłatę, by kupić, trzeba zadłużyć się do starości.
Ale pewnie Wy wszyscy te myśli przerabialiście. Taka nostalgia, taki czas śmieszny z długimi wieczorami do rozmyśleń. Gdyby nie blog, to pewnie jak co roku bym już jakiś szalik na zimę dziergała.
A tak mam Was, mam o kim rozmyślać i mam jak spędzać te zimowe wieczory. Zimowe, bo już nałożyłam zimową kurtkę, w innej nie dam rady.
Tęsknie za tym latem na zdjęciu, było cudnie.
Szczególnie iż to pierwsze lato z naszym nowym członkiem rodziny.