To był ten dzień, po prostu wiedziałam, że coś jest nie tak, czułam to od środka. Drastyczne chwile grozy w łożu małżeńskim z Tatkiem, jeszcze potwierdzały moje przeczucia, ale no nic, przecież to nie może mnie spotkać. Tabletka 72 h w ogóle nie wchodziła w grę. Mimo, że nawet przyjaciółka mi o niej wspomniała, nie dopuszczałam do siebie takiej myśli. Przecież mojej małe bobo ma dopiero 6 miesięcy, karmię go cyckiem, no i nie mogę przez dwa lata po cesarce zajść w ciążę.
Ale kwas foliowy na wszelki wypadek przydałoby się wziąć. Ciągle odwlekałam to w czasie, bo zakup tego suplementu nie był po drodze, Bubi nam przychorował. Był marudny, mleko mu nie smakowało, a w dodatku ni skąd ni z owąd zrobił mu się obrzęk górnej wargi
Pojechaliśmy na pogotowie, nikt nic nie widział, nikt nic nie wiedział, wszyscy myśleli, że po prostu przyjechaliśmy z brzydkim dzieckiem. Ciężko o diagnozę spuchniętej wargi, kiedy dziecka nikt nie widział na oczy przed zdarzeniem. Ja z histerią, flukami, odmawiałam lekarzom podania antybiotyku, wszyscy chcieli go leczyć na zapalenie ucha, a tymczasem pod nosem, podczas pobytu w szpitalu pękł krwiak.
Przyszła młoda doktor i oskarżyła mnie o to, że podaję 6 miesięcznemu dziecku Nutellę.
Moja mina -> bezcenna.
Był marudny, nie chciał już pić mleka z cyca, odwracał głowę, tak po prostu z dnia na dzień przestało mu smakować. Ja byłam coraz słabsza, a kolejne dni w szpitalu były nie do zniesienia.
Wróciliśmy odespaliśmy po tygodniowych wczasach sponsorowanych przez NFZ (oby nigdy więcej!), a okresu jak nie było tak nie ma.
Rozważałam fasolkę w sobie, ale te rozważania to były drugie myśli, jakby takie spod świadomości, co świadomość ich do siebie nie dopuszcza.
Jednakże ta myśl nie dawała mi żyć.
Wstałam któregoś razu gdy męska część jeszcze spała i pojechałam. Bladym świtem, zrobiłam coś czego nie znoszę. Dobrowolnie udałam się na badanie krwi. Hormon HcG, aż wstyd mi było mówić pani na recepcji o jakie badanie proszę. Przecież niedawno przychodziłam jeszcze z brzuchem, a tu już znów takie rzeczy. Może to brzydkie określenie, ale czułam się wówczas takim królikiem, co nie ma nic do roboty, tylko siedzi w domu i się rozmnaża.
Mijały dni, aż w końcu poprosiłam Tatkę o odbiór wyników, wszedł do domu daje mi kartkę i mówi: przecież nic tu nie jest napisane, prosiłem jakiegoś pana o rozpoznanie, to pogratulował tylko. Ale ja nie wiem czego, czy będzie dzidziuś czy nie.
Zerknęłam tylko, poziom HcG zawyżony, moja głowa rąbnęła o stół, a łzy… co tam łzy, ja wpadłam w histerię!
Poślubiony zdziwiony: ale czy ty się cieszysz? czy płaczesz, nie rozumiem dlaczego płaczesz…
Naprawdę czułam się z tym źle, o tej nowinie wstydziłam się mówić komukolwiek, czułam, że sobie nie poradzę. Miałam żal do siebie o to wszystko, a tygodnie mijały. Jak się dowiedziałam to był prawdopodobnie 6 tydzień ciąży.
I wiesz, istnieje takie chińskie przysłowie: uważaj czego sobie życzysz. Jest w tym 100% racji. Bo tak jak kolejny tydzień byłam utwierdzona w smutku tak i przyszło straszne. Przyszło krwawienie. Poleciałam sama do kliniki na sygnale, goniłam, po drodze wydzwaniając z prośbą by przyjął mnie mój ulubiony lekarz.
W oczach miałam czarne myśli, jestem po jednej starcie, takiej zaraz po ślubie i wiem czym to pachnie. Wiem również, że nie mogłam pogodzić się z tą myślą, ale Boże jeśli dałeś – nie zabieraj.
USG, chwila milczenia, i wiesz co usłyszałam? Bicie serduszka. Zdrowa ciąża, dźwięk najpiękniejszy na świecie. 8/9 tydzień, fasolka, serduszko widoczne.
Jestem bardzo emocjonalną osobą, po powrocie do domu ryczałam, również ryczałam gdy się dowiedziałam że synek, gdyż miałam nadzieję na córeczkę, ale dziś wiem, że tak musiało być. Chłopaki się kochają. Jest między nimi jakieś niecałe 15 miesięcy różnicy.
Bywały chwile zwątpienia, chwile grozy, i są nadal. Najgorzej nie wiesz co ze sobą zrobić, gdy dwóch na raz wisi Ci u fartucha. Gdy są sfochowani na siebie, gdy chcą mieć ciebie tylko dla siebie.
W tamtym momencie wiem, że nie powinnam się czuć żadnym królikiem, powinnam się czuć dobrą mamą, bo zrobiłam coś najlepszego dla mojego pierworodnego syna. Zapewniłam mu przyszłość i wszystko co najlepsze do końca jego dni. Bo nigdy nie będzie sam.