Posiadanie dwóch małych kawalerów w domu (2 i 3 lata) to nie lada wyzwanie. Szczególnie na weekend. Chłopaki z nudów przechodzą sami siebie. Bitwa na poduszki to poranny niedzielny rytuał, gdzie wytaczamy się z Tatkiem z łóżka poobijani i zostawiamy tę dwójkę samych. Śmieją się tak, że powietrza im brakuje, by za chwilę płakać, i znów się śmiać. Ten płacz to nie z byle powodu, pewnie jeden wyrżnął się i uderzył zębem drugiego o głowę. Delikatnie pęknięte dziąsełko to dużo krwi, ale płacz tylko trwa chwilę, później znów są śmiechy. Tylko dosyć zabawnie wygląda dwulatek śmiejący się tak, że brak mu tchu, z zakrwawionymi zębami. Wyobraź sobie to.
Ja to nazywam właśnie szczęściem. Szczęście to to, że oni po prostu SĄ, że mogą bić się tymi poduszkami i nic im nie dolega. Szczęście to gdy mogę im zrobić ulubione sadzone jajo na śniadanie i w końcu… patrzeć jak się nudzą. To widać gołym okiem, bo przecież gdy już zdemolują dom, pokłócą się po swojemu o zabawkę to są tylko złości, wielkie złości. I na te złości akurat jestem zazwyczaj spakowana. Piknikowy koszyk, koc, ręczniki, jedzenie, woda, napoje, zabawki plażowe. Zazwyczaj nie ma miejsca już na wózek w bagażniku (a bagażnik mamy dosyć spory!).
Chłopaki uwielbiają plażę, mogliby tam spędzać bardzo dużo czasu. Jednakże nie samą plażą człowiek żyje, szczególnie, że big mama (czyt.ja) wstydzi się pokazywać na plaży, gdzie sznureczek od bikini wżyna się w boczek tak, że ledwie go widać. Ciążowe rozstępy przypominają ciało tygrysa, a wstyd się przejść, bo pośladki podskakują na wietrze. Dlatego wolę najpierw wycieczkę przed, by gdzieś pojechać, zagryźć dobrym jedzeniem smutki okołofigurowe i zobaczyć coś nowego.
W ten weekend padło na Kruszyniany. Bardzo dużo znajomych opowiadało mi o tym miejscu. Jest to mała wielokulturowa wieś znajdująca się na Podlasiu, prawie pod granicą!
Będąc tam przywaliłam sobie sama (w środku mojej głowy) liścia w twarz. Człowiek bardzo szybko zapomniał, jak w liceum chodził na kółko etnologiczne, i te wszystkie tatarskie pamiątki o tym mi przypomniały!
Z atrakcji dla całej rodziny i dla dzieci, polecam wybrać się do Tatarskiej Jurty. W tatarskim menu każdy znajdzie coś dla siebie, obok – czekając na jedzenie (a czas oczekiwania jest bardzo krótki!) dzieci mogą pobawić się na placu zabaw. Po posiłkach czeka na Was zwiedzanie tatarskiego namiotu, oraz spacer przy stadninie koni.
Kolejnym naszym spacerem była wycieczka do meczetu. Może słowo ‘DO’ jest dosyć wyolbrzymione, gdyż nie byliśmy w środku. Czekać tam będzie na Was przewodnik, ale my z dziećmi woleliśmy nie ryzykować spokoju, który tam panował. Przeszliśmy się za to trochę dalej, zobaczycie na zdjęciach.
Kolejną część niedzieli spędziliśmy na plaży, oby pogoda dopisała jak najdłużej! To są świetne dni pełne szczęścia!