Cały czas ubolewam, że w Białymstoku i jego okolicach jest tak mało pikników. Marzy mi się targ śniadaniowy, i inne tego rodzaju atrakcje. A jak już coś jest organizowane to są tam takie dzikie tłumy, że ciężko nam się z naszym wózkiem przecisnąć. Pozostaje się albo wyprowadzić, albo regularnie śledzić internet i wyłapywać takie atrakcje. Na jarmark zaprosiła mnie moja stara przyjaciółka, jeszcze z czasów nie-dzieciatych ;)
Dla dzieci to jest bez wątpienia mega atrakcja, coś innego niż dom i zwykły spacer. Choć okiełznać tę dwójkę to jest mistrzostwo. Dwulatek, który po jakimś czasie musi zakumać, że trzeba kupić żeton by móc gdzieś wejść, i roczniak, dla którego żadnych atrakcji tam nie ma, jedynie wizualne. Nie wspominam o zapakowaniu soczków, wody, pieluszek i tych spraw. Prowiantu raczej nie zabieram, bo jest do kupienia na miejscu. Zawsze zakupiony w ostatniej chwili (od święta nie zaszkodzi) jest bardzo gorący i na pewno wyglądamy jak czubki, gdy dziecko krzyczy wyciąga rączkę, a my dmuchamy na te frytki/gofra/czy coś tam innego.
Takie wyjścia to i też dla każdej z nas – matki, takie odprężenie, mimo że trzeba spinać pośladki i mieć oczy dookoła głowy, to i tak świeżość nowego miejsca, zmiana otoczenia, brak jęczących dzieci w domu i wymyślanie co tu by znów nowego ugotować (takiego żeby Ci zjadło) jest odprężeniem umysłu ;)
Popatrzcie na tego delikwenta powyżej. Mój mały synek jest taki odważny!!! Gdy zjechał jeden raz, to już drugi nie był mu w głowie ;)
Ej a może ja o czymś nie wiem, a coś jest? Brakuje m tu u nas miejsca, gdzie moglibyśmy śmiało wyjść z dziećmi, help! Dodatkowo jarmark był w Choroszczy, więc to nie Białystok, normalnie pustka w tej stolicy Podlasia!!! :O