Są takie małe złośniki w naszym życiu, co nie da ich się ujarzmić. Ja ze swoją baczną obserwacją zauważyłam jak to zrobić, by mali wojownicy osiągnęli stan zen, a na ich ustach często gościł szczerbaty uśmiech.
- Kontroluj posiłki. Co trzy godziny, pierwszy zaraz po przebudzeniu. Najedzone dziecko to szczęśliwe dziecko. Wystarczy, że maluszek nie zje na czas, a później nie wciśniesz mu łyżki zupy, przez te wszystkie smarki, fluki i złości.
- Smoczek – niestety jest lekiem na całe zło. Mały delikwent chciałby mieć zatyczkę 24h/dobę w buzi. Jeśli nie chcesz go wkurzyć lepiej nie zabieraj mu go.
- Bajki – magiczny kwadrat hipnotyzuje na długo, więc im więcej tym lepiej, spokojnie usiedzi na miejscu, i nie będzie się rzucał po kątach. Oczywiście mogą w przyszłości nastąpić zaburzenia inteligencji, rozwoju, wzrost agresji i tak dalej, ale czego nie robi się dla spokojności.
- Kąpiel – codziennie koniecznie wrzucaj ich do wanny, żeby wody było dużo, najlepiej multum zabawek, takich co grają i śpiewają. Usiądź na kibelku i książkę jeszcze czytaj.
- Kulki – tak nazywam miejsca zabaw dla dzieci, najlepiej tam pojechać raz… w ciągu dnia ;) By małe to się wyszalało, wyskakało i poszło szczęśliwe spać. A w nagrodę, że tak fajnie skakało, kup mu batonika. Najlepiej kilogram batoników, bo od słodkości przecież jest szczęśliwość, jakieś hormony zmieniają się przecież.
- Spanie – przecież nie możesz go na siłę kłaść spać codziennie o 20stej. Niech biega w tej piżamie, aż sam padnie. Nie może się przecież dziecko stresować że spać pójdzie i ominie go tysiąc atrakcji.
- Dbaj też o to by zabawek w domu było coraz więcej, przynajmniej jedną dziennie zamów przez Internet, a drugą kup na miejscu, w sklepie stacjonarnym.
Większość punktów oczywiście jest ironicznych, bo tysiąc sposobów na nie-wkurzanie dzieci chciałoby się opisać, choć tak naprawdę nie ma tego zawodnego. Borykamy się z tym iż nasz dwulatek potrafi z błahego powodu rzucić się ‘o glebę’ z płaczem wielkim, a dlaczego? Tego nikt nie zgadnie, bo możliwe że mucha mu przed nosem przeleciała, albo braciszek obok siedzi. Zapętliło się to mocno strasznie i nikt nie wie jak z tym walczyć, przyglądamy się z boku, przytulamy. On musi się wypłakać, emocje muszą odlecieć. Ale nie jestem w stanie pojąć ile złości może być w takiej małej osóbce. Takiej co ledwo od ziemi podrosła, co pod stół wchodzi na stojąco. Taki mały szkrab, a tyle złości.
Bajka jedna dziennie, zabawki od święta, kąpiel codzienna jest i spanie o tej samej porze. Przynajmniej się staramy. Robimy wszystko co może zaprocentować na przyszłość, nawet jeśli to jest wbrew sobie i temu małemu dziecku. Wypruwamy żyły, oddajemy ostatnie pieniądze na zajęcia w akademii rozwoju twórczego malucha. Kupujemy piękne ubranka, a zabawki koniecznie takie, co czegoś nauczą. Robimy to wszystko z miłości. Chcemy by wyrósł na ludzi. Chcemy oddać cały świat, całe serce na dłoni. Całujemy nawet w pośladki, i w śmierdzące stópki(klik), tylko do kiedy? Czekam na te gimnazjum, z taką zadrą w sercu. Wiem, że będzie duży, duży mały mężczyzna, co przy kumplach matki będzie się wstydził, co nie przytuli, nie powie ‘kocham cię mamo’. No i jak go wychować, by jednak to powiedział? Codziennie szeptam mu do uszka ‘kocham cię, wiesz?’, a on mi na to: ‘Nani’. Tak zwie się w jego ustach Ciocia Nati, ja mu to wszystko robię, a on i tak tę Nani kocha, no żesz kurde…
Nie ma takich mocy, ani sposobów, które nakierują maluszka na te dobre emocje. My tylko możemy się starać, zapewnić dobry start, a on może to wykorzystać lub nie. Sami już nie wiemy jakie myśli kłębią się w tej główce małej…
Jedno jest pewne, zrobię wszystko co najlepsze by na dobrych ludzi wyrośli. Jeśli mam nawet skończyć w więzieniu, gdy zabije kolejnego człowieka, który przy moim dziecku zapali papierosa. Zrobię wszystko, jestem matką!