Close
Close

Brak produktów w koszyku.

Blondgerki w poszukiwaniu wolności

Blondgerki w poszukiwaniu wolności

[fb_button]

Poniedziałek i TEN poniedziałkowy post. Dodałam ten tytuł iście z plotkarskich magazynów, wiedziałam, że Wam się spodoba. Kliknęłam opublikuj i długo nie musiałam czekać. Dzwoni, ochrzan jak sto posiąt, ale nie, tu głos jak zza grobu, że ‘Agaaaa słuchaj, straszna sprawa, taka na śmierć i życie, musisz się spakować i przyjechać…’. Jak tu ssaka zostawić, bajzel ten cały komu przekazać, zwerbować Ciocię N, no jak? Sprawa awykonalna. Musiałam mocno ścisnąć pewną część ciała.

Raz kozi śmierć.

Położywszy się spać godzina 23 wiedziałam, że nie będzie ze mną dobrze o tej pierwszej trzydzieści nad ranem, wzięłam kąpiel, wysuszyłam włos i wyruszułam o trzeciej na misję, o której nie miałam pojęcia. Kierunek stolica. Hot dodzi po drodze i wschód słońca. Bajeczny relaks dla mego umysłu. Muzyka, ‘dobre żarcie’ i szybka prędkość na ekspresowce. Śmiejcie się, ale matki wyrwane (jak dzicz z klatki) już tak mają.

Misja, którą ktoś gdzieś tam na górze za mnie napisał.

W rękach ściskałyśmy bilety dwa o piątej czterdzieści pięć nad ranem, bilet jej na Malwina Bakalarz, i mój na Malwina Bakalarz. Konduktorowi wytłumaczymy się, że się klonowałyśmy i nasze dowody osobiste też, ile stresu by nie było poszło gładko. Te nocne podrabianie biletów nie poszło na marne.

Daj blondynce prostą rzecz do zrobienia.

Bilet wagon 5. Odliczyłam paluszkiem, okraszonym moja piękną morską hybrydą na wyjazd, do pięciu i krzyczę Malwinka oooć, prędko! Zapakowałyśmy się do pendolino ze swoimi zgrabnymi walizkami, obijając się o fotele każdy z osobna, o ramiona nie wiedzących co ich czeka pasażerów. Kurczaki moje miejsce jest zajęte! Z gracją zirytowanego szympansa pokazuję zacnej pani, co nie wie gdzie ma usiąść, że zajęła moje miejsce. Rozbawiona twierdzi, że to nie nasz przedział/wagon, że to jest wagon numero jeden. Zszokowana po raz pierwszy w moim życiu, że coś w PL jest od końca zawróciłam i znów obijałam się o każdy fotel z osobna, każde ramię z osobna, przez pięć wagonów po kolei.

To jeszcze nie wszystko.

Matka blondynka już ma we krwi, że musi przy sobie dużo mieć. Jak na co dzień nosi ze sobą tygodniowy zapas pampersów i chusteczek do pupy, tak teraz tę lukę musiała wypełnić i wzięła ze sobą wszystkie możliwości z domu. Słuchawki, komórki, ładowarki, telefony i komputery. Ten cały majdan był oczywiście potrzebny na tę długą dwu i pólgodzinną podróż do Sopotu. Gdy pociąg wjechał na peron, matki pomachały Acerowym ludkom i zaczęły się pakować, gdy jeszcze tego nie zrobiły pociąg ruszył już do Gdańska, a one zemdlały.

Dżerry

O nim książkę można napisać. On jest naszym wybawicielem taksówkarzem, który nas zawiózł z powrotem do Sopotu. Nie liczę całego $, ale było nieźle. Dżerry ma siostrę za granicą i twierdził, że wiezie nas – dziewczynki z managerką Bakusiową na czele, do Sopotu, pod Sheraton do pana prezesa. Amen. #nocomments #please

Glony z tyłka, fluki z nosa.

Jedzenie było przepyszne, hotel był wyczesany w kosmos, zadania kreatywne, ale to wszystko zabija wspomnienie smaku słonej wody i zielonego glona, oraz myśl świadomego pożegnania się ze światem.

Gdy wszyscy przy temperaturze odczuwalnej około 10st C przebierali się w pianki by pojeździć na skuterze, czy polecieć na spadochronie nad Bałtykiem, my pukałyśmy się z Malwinka w czoło. No gdzież! My blondgerki będziemy marznąć, by się ‘przelecieć’. My blondgerki będziemy się przebierać w używane kombinezony. My blondgerki na własne życzenie wzbijemy się w przestworza by zes**ać się ze strachu. A więc my blondgerki kiedy już miał być koniec wszystkiego zdecydowałyśmy się na to wszystko świadomie w ostatniej chwili.

Przebrałyśmy się w pianki świecąc gołymi cyckami i zadkiem, zapiełyśmy się w uprząż i voila! Zaraz lecimy, podbiegniemy jak każdy dwa kroczki, wsiądziemy pupką na fotel i będziemy rozkoszować się widokiem horyzontu z góry.

Z tymże podbiegłyśmy dwa kroczki i nagle zamiast w przestworzach niebieskiego Bałtyku znalazłyśmy się w podstworzach, w lodowatej wodzie, z widokiem zielonego glona, i z widokiem śmierci w oczach.

(jeśli nie widzisz filmu, kliknij TU)

Gdy się w końcu wykaraskałyśmy, używając swoich zdolności pływackich, wymachując nogami i ręcyma, by wypłynąć na powierzchnię, okazało się, że wystarczyło tylko wstać.

A sprawczynią tego wszystkiego, była pewna babuleńka, która chciała nam zrobić zdjęcie i zaczepiła się o nasz wzbijający spadochron, o tak.

Ciąg dalszy nastąpi szybciej niż się spodziewasz.

Wyciągnięte z najgłębszej w życiu dwudziesto centymetrowej wody, zostałyśmy znów rzucone na głęboką wodę. Od razu po wytarciu fluka zostałyśmy przypięte z powrotem, nikt nas nie pytał czy chcemy czy nie. Po otarciu się o śmierć przecież to było oczywiste, że chcemy.

3IMG_8371

Wiatr wszystkim sprzyjał.

Tylko nam nie. Teraz kierunek przeciwny, rzucone o piasek, wytarmoszone, miałyśmy ostatnią szansę na podbicie się. Udało się! Lecimy! Odmawiając zdrowaśki i robiąc rachunek sumienia. Przyklejony piasek do pupy spadał z nieba, zarysowując gapiom nasz poziom strachu.

Więcej grzechów nie pamiętam.

Do domu dotarłam żywa, z zakwasami, dwa kilo chudsza.

Acer dziękuję Ci za te dwa kilo.

Amen

1SDA_36176SDA_33645IMG_78914pageFG6A6084-horzFG6A6122-horzFG6A6161FG6A6172FG6A6174FG6A6193FG6A6231FG6A6252FG6A6258IMG_8189 (1)page2page3page4

Żebyście nas z Bakusiową tak nie szkodowały, napiszę, że nocowałyśmy w Sheratonie, poznałyśmy całą śmietankę blogosfery i jadłyśmy najpyszniejsze jedzenie ever w White Merlin w Sopocie, a relację na żywo mogłyście zobaczyć TU i TU.

p.s. a chociaż cieszycie się, że przeżyłam? :)

 

Close